Globalne ocieplenie: Czy „niebieski wodór” jest odpowiedzią Japonii na węgiel?

Reklama

sob., 04/16/2022 - 22:28 -- MagdalenaL

Zdjęcie: Aktywiści patrzący ponad Zatoką Tokijską na nową napędzaną węglem elektrownię w budowie.

Jest piękne jesienne popołudnie, stoję na zboczu wzgórza, patrząc ponad Zatoką Tokijską. Obok mnie stoi Takao Saiki, zazwyczaj łagodnie usposobiony dżentelmen po siedemdziesiątce.

Ale dzisiaj pan Saiki jest zły.

„To jakiś żart”, mówi w idealnej angielszczyźnie. „To po prostu śmieszne!”

Przyczyną jego zdenerwowania jest gigantyczny plac budowy blokujący nasz widok ponad zatoką – 1.3-gigawatowa elektrownia napędzana węglem w budowie.

„Nie rozumiem dlaczego wciąż musimy palić węgiel, by produkować elektryczność”, mówi przyjaciel pana Saiki, Rikuro Suzuki. „Sama ta planeta wyemituje monad siedem milion ton dwutlenku węgla każdego roku!”

Argument pana Suzukiego jest dobry. Czy Japonia nie powinna ograniczać zużycia węgla, zamiast go zwiększać, w obliczu wielkich obaw na temat wpływu węgla na klimat?

Więc dlaczego węgiel? Odpowiedzią jest katastrofa jądrowa z 2011 roku w Fukushimie.

W 2010 roku około 1/3 japońskiej energii elektrycznej pochodziła z elektrowni jądrowych, planowano też zbudować ich jeszcze więcej. Jednakże, po tym nastąpiło nieszczęście i wszystkie elektrownie jądrowe Japonii zostały zamknięte. Dziesięć lat później i większość pozostaje bezczynna – jest też wiele sprzeciwu przed uruchomieniem ich.

W ich miejsce, japońskie elektrownie napędzane gazem wyrabiają wiele nadgodzin. Ale, tak jak niedawno i Brytania się dowiedziała, naturalny gaz jest drogi.

Takao Saiki, po prawej, i Rikuro Suzuki protestowali przeciwko nowym elektrowniom węglowym.

 

A więc, japoński rząd zadecydował zbudować 22 nowe elektrownie napędzane tym paliwem, by korzystać z taniego węgla importowanego z Australii. Patrząc ze strony ekonomii, miało to sens. Jednakże, nie ze strony środowiska. Japonia znajduje się teraz pod ogromną presją, by zaprzestać używania węgla.

Zamiast zamykać stare elektrownie węglowe i przestawiać się na odnawialne źródła, odpowiedzią Japonii jest spalanie wodoru i amoniaku.

„Inwestycje firm elektroenergetycznych w opalane węglem elektrownie stałyby się nagle bezużyteczne bez dochodów w ich bilansach”, stwierdził profesor Tomas Kaberger, ekspert w polityce energetycznej na Uniwersytecie Chalmersa w Szwecji.

„I stworzyłoby to trudności finansowe dla firm elektroenergetycznych, a potem dla banków i funduszy emerytalnych. I to jest wyzwaniem dla Japonii”.

Elektrownie da się dość łatwo dostosować do spalania wodoru lub amoniaku, z których żaden nie wytwarza CO2. Wydaje się więc to dobrym rozwiązaniem.

Jednakże japoński rząd ma znacznie większe ambicje. Chce być pierwszą na świecie „ekonomią wodorową”.

A tutaj wchodzi producent samochodów Toyota.

Mirai (przyszłość po japońsku) jest pierwszym elektrycznym samochodem Toyoty o zerowej emisji.

 

Jest kolejny piękny dzień i jestem w centrum Tokio, przy nowiutkiej stacji wodorowej. Przed budynkiem stoi elegancka nowa Toyota Mirai. To duży, luksusowy samochód, rozmiaru mniej więcej dużego Lexusa.

Wsiadam do tapicerowanej skórą kabiny, wciskam przycisk „start” i wyjeżdżam gładko na ulicę. Samochód porusza się niesamowicie płynnie, całkowicie bezgłośnie, a jedynym, co zostaje po mnie, jest odrobina wody.

Mirai (przyszłość po japońsku) jest pierwszym elektrycznym samochodem Toyoty o zerowej emisji. W odróżnieniu od innych elektrycznych samochodów, Mirai nie ma wielkiej baterii pod podłogą. Zamiast tego, pod jej maską znajduje się ogniwo paliwowe, a pod tylnym siedzeniem – zbiorniki na wodór. W ogniwie wodór łączy się z tlenem, tworząc wodę, a reakcja wytwarza energię w formie elektryczności, która napędza silniki elektryczne. To ta sama technologia, która napędzała statek kosmiczny Apollo w misjach na Księżyc.

Wielu ludziom wybór tej technologii może wydawać się dziwny. Jest droższa i bardziej skomplikowana niż baterie. Elon Musk nazwał samochody napędzane wodorem „głupimi”.

Ale Hisashi Nakai, dyrektor wydziału spraw publicznych Toyoty, nie zgadza się. Mówi, że, w kontekście ogniw paliwowych, firma nie poprzestanie jedynie na samochodach.

„Wiem, że ludzie mają różne opinie”, powiedział mi, „ale najważniejszym jest realizacja neutralności węglowej. Musimy zastanowić się, jak w pełni wykorzystać technologię ogniw paliwowych. Zdecydowanie wierzymy, że wodór jest potężnym i ważnym źródłem energii”.

Panu Nakai chodzi o to, że Toyota myśli nad przyszłością, w której wodorowe ogniwa są wszędzie, w domach, biurach, fabrykach, no i samochodach. I chce ona być na przedzie tego nowego wodorowego społeczeństwa.

To sprowadza nas do ostatniego i najważniejszego pytania. Co to za wodór, który ma napędzać bezwęglowe społeczeństwo Japonii?

Odpowiedzią jest „niebieski wodór”.

(ŹRÓDŁO ZDJĘCIA: REUTERS)
Hałdy węgla przy elektrowni w Hekinan w centralnej Japonii w październiku.

 

Produkując wodór z wody, wykorzystując odnawialną energię, otrzymujemy „zielony wodór”. Problemem jest to, że zielony wodór jest bardzo drogi.

Zamiast tego, większość dzisiejszego wodoru jest produkowana z gazu ziemnego, lub nawet węgla. Jest on tani, lecz wytwarza dużo gazów cieplarnianych. Jednakże, gdyby schwytać te gazy cieplarniane i ukryć je pod ziemią, można ten wodór nazwać „niebieskim”.

Japonia ogłasza, że zrobi właśnie to.

W tamtym roku, Japonia i Australia otworzyły wspólny projekt w stanie Victoria, by przetwarzać węgiel brunatny w wodór. Następnie, wodór jest skraplany do temperatury -253 stopni Celsjusza, po czym jest transportowany rurociągiem na specjalnie zbudowany statek, który zabierze go do Japonii.

Co dzieje się z gazami wytworzonymi na miejscu? Na chwilę obecną, lecą prosto do atmosfery. Lecz Japonia i Australia obiecują, że w przyszłości zaczną wychwytywać gazy cieplarniane wytwarzane w Latrobe Valley i pompować je w dno morza niedaleko wybrzeża.

Protestujący przeciwko globalnemu ociepleniu są przerażeni tym planem. Mówią, że technologia sekwestracji gazów cieplarnianych nie jest gotowa i zmusi Japonię do wydobywania olbrzymich ilości węgla brunatnego przez następne dziesięciolecia.

Zdaniem profesora Kabergera, największą dziurą w tym planie jest strona ekonomiczna.

Nowa elektrownia napędzana węglem w budowie w Japonii.

 

„Technicznie jest to możliwe, lecz zawsze pozostanie drogie”, stwierdził. „Użycie paliw kopalnych z sekwestracją dwutlenku węgla zawsze będzie droższe niż samo wykorzystywanie paliw kopalnych, a teraz w wielu częściach świata odnawialna energia elektryczna jest już tańsza niż paliwa kopalne bez wychwytywania węgla”.

Profesor Karberger uważa, że japoński rząd wybrał niebieski wodór dziesięć lat temu, gdy odnawialne źródła energii były drogie, i pozostaje uparcie przy tym planie, który już zresztą nie ma sensu.

„Japońskie firmy potrzebują taniej elektryczności, by móc utrzymać się na rynku i potrzebują czystej energii, by być akceptowane międzynarodowo”, wyjaśnił. „To oznacza, że potrzebują odnawialnej elektryczności. Opóźnianie tego rozwoju zrani japońską ekonomię”.

W międzyczasie, na krańcu Zatoki Tokijskiej, budowa trwa w najlepsze. Olbrzymia elektrownia węglowa zacznie funkcjonować w 2023 roku. Oczekuje się, że będzie działać przez przynajmniej 40 lat.

„Wstydzę się za Japonię”, mówi Hikari Matsumoto, 21-letnia aktywistka, która dołączyła do nas, by patrzeć ze zbocza wzgórza.

„Jestem tak sfrustrowana”, oznajmia. „W innych krajach młodzi ludzie protestują na ulicach, ale Japończycy są tak cisi. Nasze pokolenie musi ogłosić swoje zdanie”.

Autor: 
Rupert Wingfield-Hayes / tłum. Bartłomiej Kamiński

Reklama