Grafika: PC Gamer
RPG League of Legends pozostaje w swojej alei.
Warto wiedzieć
Co to takiego? Gra RPG osadzona w uniwersum League of Legends stworzona przez zespół odpowiedzialny za m.in. gry Battle Chasers i Darksiders.
Cena: 30$ (około 120 zł)
Producent: Airship Syndicate
Wydawca: Riot Forge
Zrecenzowano na: Intel Core i7-10750H, 16GB RAM, GeForce RTX 2060
Gra sieciowa? Nie
Link: Official site
Ruined King może wydawać się znajome, jeśli śledzicie fantasy RPG. Nie dlatego, że jest to spin-off League of Legends – do tego przejdziemy za chwilę – ale dlatego, że czerpie dużą inspirację z gry Battle Chasers: Nightwar od dewelopera Airship Syndicate. Ruined King również jest izometryczną grą RPG z turowym systemem walki i niepowtarzalną grafiką Joego Madureiry. Tytuł posiada również minigrę wędkarską i lochy przypominające nieco te, które znajdziemy w grach z Zeldą. Jeśli grałeś w Battle Chasers, poczujesz się jak w domu. Ci, którzy zainteresowali się tą grą ze względu na League of Legends, mogą potrzebować bardziej szczegółowych wyjaśnień.
W skrócie, kilku bohaterów z League of Legends – Miss Fortune, Illaoi, Braum i kilku innych – jednoczy się, aby uratować miasto Bilgewater przed Czarną Mgłą: tą samą, która pochłonęła pobliskie Wyspy Cienia (wcześniej znane jako Błogosławione Wyspy). Każdy z nich akurat znajduje się w Bilgewater w swoich interesach, kiedy to zrządzenie losu sprawia, że banda musi połączyć siły. Wszystko to ma związek z byłym tyranem Bilgewater, Gangplankiem – który również jest postacią z gry League of Legends, a tak przy okazji – ma on na pieńku z Miss Fortune oraz romantyczną przeszłość z Illaoi, Kapłanką Krakena.
Fabuła Ruined King nie ma w sobie wiele więcej niż to, co już zostało powiedziane. Jest to prosta gra RPG fantasy, z ledwo zarysowanym otoczeniem i postaciami, które są mocno osadzone w archetypach. Sarah Fortune jest zapalczywą, upartą kapitan piratów; Braum to sympatyczny mięśniak; a Yasuo to zhańbiony samuraj szukający odkupienia. Illaoi jest nieco bardziej godna uwagi, jako muskularna kapłanka, która tłucze wrogów masywnym złotym bożkiem. Mimo to, większość z tych postaci można było już spotkać w innych grach RPG lub literaturze fantasy.
Nie, żeby to była krytyka - liczy się to, co można zrobić z poszczególnymi postaciami. A obsada Ruined King, jako całość, to całkiem zgrana ekipa. Są tak kreskówkowi i przerysowani, że mam wrażenie, że już ich znam, mimo że nie znałem gry, z której się wyłonili. To po części dlatego, że opierają się na archetypach, ale także dlatego, że są tak realistyczni, że ożywają w trakcie wesołej pogawędki na imprezie i – w szczególności – soczystej, turowej walki.
O tym za chwilę, jednak w gruncie rzeczy jest to po prostu wspaniałe do oglądania, gdy bohaterowie i złoczyńcy prowadzą bitwy w stylu Final Fantasy. Podobnie jak w Battle Chasers, animacja jest tu płynna i wyrazista, niezależnie od tego, czy chodzi o podstawowy atak, potężne uderzenie jednego z gigantycznych bossów, czy o jeden z efektownych ataków, do których każda postać wkrótce uzyska dostęp. Jeśli fabuła jest okrojona – twórcy nie trwonili czasu na błahe budowanie świata czy rozwój postaci – wówczas możemy dowiedzieć się czegoś o naszych bohaterach, patrząc, jak Sarah Fortune żongluje swoimi pistoletami skałkowymi, a Illaoi unosi swojego złotego bożka jak ciężką kulę do kręgli.
Szczególne wrażenie robią animacje bossów, które zmuszają kamerę do znacznego oddalenia się, aby im sprostać. Dzięki odradzającym się stworom i bardzo specyficznym warunkom walki, są to przeciwnicy, którzy w pełni wykorzystują skomplikowany system walki Ruined King – gmatwaninę wzmocnień i osłabień, synergii i zarządzania linią czasu.
Fani japońskich gier RPG z pewnością znają tytuły, które wykorzystują linię czasu w walce – na przykład Final Fantasy X, gdzie można zobaczyć kolejność, w jakiej każdy będzie atakował. Ruined King rozwija tę koncepcję, zamieniając linię czasu w Aleję [ang. lane], termin zapożyczony z League of Legends, który sprawia, że cała sprawa jest bardziej zagmatwana niż być powinna.
Szczególne wrażenie robią animacje bossów, które zmuszają kamerę do znacznego oddalenia się, aby im sprostać.
Ikony w Alei (pokazane na dole ekranu) są tak małe i niewyraźne, a menu tak nieintuicyjne, że zajęło mi trochę czasu, aby zrozumieć system, który jest w zasadzie sposobem na przesuwanie przeciwników tam i z powrotem wzdłuż linii czasu. Powiedzmy, że chcesz, aby Twój kumpel Yasuo wyprowadził swój atak przed tym pirackim palantem – wystarczy użyć umiejętności, która przesuwa wroga do tyłu wzdłuż Alei. Umiejętności mają czas działania, więc mogą nie aktywować się od razu. Wróg może zdążyć zabić Twojego rannego wojownika, zanim Twoje zaklęcie uzdrawiające w końcu zadziała.
Jeśli to wszystko brzmi całkiem sensownie, to dlatego, że opowiedziałem tylko połowę. Istnieją również obszarowe efekty Dzikiej Karty [ang. Wildcard], które pozytywnie lub negatywnie wpływają na każdą bitwę. Mogą one pochodzić z zewnętrznych źródeł – na przykład, snajper strzelający do Ciebie podczas eksploracji lochu – ale gra losowo przypisuje efekty, w tym truciznę i leczenie. Dzikie Karty aktywują się, gdy ktoś wyląduje w oznaczonym polu na osi czasu, co daje kolejny powód do przerzucania uczestników walki tam i z powrotem.
System Alei jest innowacyjny, dodaje kilka dodatkowych warstw złożoności do i tak już rozbudowanego systemu walki. Szkoda tylko, że został on zaimplementowany w tak skomplikowany sposób.
Będziesz musiał całkowicie zaangażować się w walkę, ponieważ Ruined King nie przepada za bezmyślnymi, wypełniającymi grę starciami, które są typowe dla gatunku, więc słabsi wrogowie będą dosłownie uciekać przed Tobą podczas eksploracji. W pewnym sensie to świetne – jaki jest sens toczyć jednostronną walkę? – ale nieustające tempo może sprawić, że pojedynki staną się męczące.
Walka jest niewątpliwie sercem gry, ale wokół niej rozciąga się zwarte miasto, w którym znajdziemy misje poboczne, zadania godne łowców nagród, a nawet nieco urozmaicone łowienie ryb. Połowę gry spędzisz oczywiście w menu, tworząc zaklęcia i wybierając ulepszenia postaci. Wszystko, czego można oczekiwać od turowej gry RPG, jest tu rzetelnie i zgrabnie przedstawione.
To po prostu nie jest bardzo ekscytujące. Niewiele jest tu rzeczy, które zaskakują. W ostatecznym rozrachunku, gra jest po prostu treściwa, a na jej wierzchu pojawia się otoczka League of Legends.
Wszystko, czego można oczekiwać od turowej gry RPG, jest tu rzetelnie i zgrabnie przedstawione. Tylko nie jest to zbyt ekscytujące.
Jeśli chodzi o to, dlaczego historia mnie nie porwała, to nie dała mi czasu, aby się przejąć – ani bohaterami, ani losem ich świata. To jest jak CliffsNotes [streszczenie] gry RPG: ekscytujące i błyskawiczne, ale gdzie czuje się, że zaczyna się mniej więcej w połowie przygody.
Retrospekcje wypełniają niektóre z luk, ale nie na tyle, aby mnie wciągnąć w świat. Podejrzewam, że Ruined King spodoba Ci się o wiele bardziej, jeśli znasz już bohaterów i świat League of Legends.
Ruined King – 75/100%
Innowacyjny system walki w Ruined King jest najważniejszym elementem tej atrakcyjnej, ale mało porywającej gry RPG.