(ŹRÓDŁO ZDJĘCIA: GETTY IMAGES)
Nakłania się posiadaczy ogrodów, aby pozwolili swoim trawnikom swobodnie rosnąć w maju w ramach kampanii promującej bioróżnorodność.
Fundacja charytatywna Plantlife przekonuje społeczeństwo, by zostawić kosiarki w spokoju na miesiąc i pozwolić dzikim kwiatom rosnąć.
Prosi również, by liczyć kwiaty, które wyrosną i skatalogować je do projektu Maj Bez Koszenia (No Mow May).
Nieścinanie trawy stworzy środowisko, które przysłuży się pszczołom i innym owadom, jak twierdzi organizacja.
Plantlife dodaje, że trawniki mogą stać się ostojami bioróżnorodności, jeśli pozostawi się je samym sobie. Oznajmia też, że ci, którzy wzięli udział w jej kampanii rok temu zgłosili pojawienie się ponad 250 gatunków roślin na swoich trawnikach.
Między nimi były poziomki, dziki czosnek i rzadkości takie jak nasięźrzał. Widziano też zanikające gatunki, na przykład storczyk samczy.
Jednym z ogrodników, którzy cechują się luźniejszym podejściem jest 45-letni Tom Jennings z Buckinghamshire. Mówi, że to szansa na ponowne połączenie się z naturą.
„Ludzie mają obsesję na punkcie schludnych ogrodów”, mówi Tom. „I wiele z nich obsesyjnie kosi trawę i używa chemikaliów, które nie współgrają z naturą”.
Po tym, jak pozwolił swojemu ogrodowi zarosnąć, Tom był świadkiem wybuchu mniszka lekarskiego – ważnego dla zapylaczy takich jak pszczoły.
Tom stwierdził, że był zaskoczony tym, jak szybko owady wróciły do jego ogrodu za domem – to dobry znak w dobie globalnego zmniejszania się populacji insektów.
„Gdy szło się przez środek ogrodu w słoneczny dzień, wszędzie było słychać dźwięki insektów”, mówi. „To było kiedyś codziennością na brytyjskiej wsi, lecz niestety już nie jest”.
39-letnia botanik Sarah Shuttleworth pracująca dla Plantlife również zauważyła, że cykanie świerszczy stało się bardziej zauważalne po tym, jak pozwoliła swojemu trawnikowi w Somerset zdziczeć.
„Przez to człowiek czuje się, jakby był w tropikach a nie we własnym ogrodzie”, skomentowała.
Zdaniem 42-letniej Colette Webb, która mieszka w West Sussex, istnieją dodatkowe zalety pozwolenia naturze robić swoje w ogrodzie.
„Zaoszczędza to trochę czasu i kłótni z mężem o wyciągnięcie kosiarki – coś, czego mój małżonek nienawidzi”, stwierdziła.
„Jakaś część mnie myśli, że ogród jest bardzo zaniedbany, lecz gdy posiedzieć tam przez zaledwie dziesięć minut dziennie i zobaczyć, co ten nieład wspiera, łatwo jest uświadomić sobie, że jest to dla dobra natury”.
Fundacja apeluje też, by wziąć udział w swojej ankiecie pt. Każdy Kwiat się Liczy (Every Flower Counts) na końcu maja, by stworzyć obraz tego, co wyrosło na trawnikach Zjednoczonego Królestwa.
Podaje, że rok temu respondenci naliczyli ponad 465 tysięcy kwiatów, w tym prawie ćwierć miliona stokrotek.
Na dłuższą metę, fundacja poleca „warstwowe podejście”, z krótszą i dłuższą trawą rosnącą obok siebie.
Niektórzy ogrodnicy już przez większość roku mają luźne podejście. David Fielding, 54, uprawia małą łatkę dziczy w południowo-wschodnim Londynie od kilku lat.
Poprzednio próbował stylizować swój ogród na kręgielnię, zanim zdał sobie sprawę, że takie podejście tworzy coś w rodzaju „pustyni bioróżnorodności”.
W jego ogrodzie wielokrotnie gościły takie stworzenia jak dzięcioły, ważki i jelonki rogacze po tym, jak rozluźnił swoje podejście do niego.
Jednakże, nie wszyscy zgadzają się z tym pomysłem.
Jeden z jego sąsiadów prowadzi projekt „zdziczenia” swojego ogrodu, lecz drugi jeszcze nie dał się przekonać.
„A moja mama, która ma 81 lat, wciąż narzeka i mówi, że wygląda niechlujnie”, żartuje.