Arabia Saudyjska dołączyła do lukratywnego grona przeszło 50 krajów świata, które zdecydowały się manipulować pogodą, aby złagodzić suszę lub powstrzymać deszcze. Szejkowie chcą zazielenić pustynię i nie żałują na to ani grosza. Jak to się skończy?
Deszcz na życzenie? Czemu nie! Kolejne kraje zapowiadają, że chcą wywoływać deszcze, aby walczyć z ekstremalnym zanieczyszczeniem powietrza i łagodzić suszę lub odwrotnie, powstrzymywać chmury od dawania opadów, aby ograniczyć powodzie i zapewnić sobie dobrą pogodę podczas ważnych wydarzeń.
Geoinżynieria tym samym nabiera zupełnie nowego wymiaru. Pytanie tylko, gdzie to nas doprowadzi? Władze Arabii Saudyjskiej właśnie ogłosiły, że dołączają do grona krajów, które zdecydowały się manipulować pogodą, aby osiągać z tego wymierne korzyści, chociażby dla rolnictwa i gospodarki.
W jaki sposób w pustynnym kraju można wywołać opady? Można to zrobić zarówno z ziemi, jak i powietrza. Za pomocą samolotów będzie można rozpylać w powietrzu jodek srebra, suchy lód lub sól, czyli substancje chemiczne, które będzie można produkować również w specjalnych komorach spalania paliwa stałego rozsianych po pustyni.
Arabska pustynia. Fot. Max Pixel.
Sól o żółtym zabarwieniu, w zetknięciu się z cząsteczkami pary wodnej, będzie powodowała ich kondensację w większe krople. Krople te będą się stawać tak ciężkie, że nie będą mogły ich udźwignąć prądy termiczne i dzięki temu spadną na ziemię w postaci deszczu.
Arabscy eksperci zarzekają się, że nie będą tworzyć nowych chmur, lecz wykorzystywać te powstałe naturalnie. Zamierzają tylko powodować zmiany w ich procesach mikrofizycznych. Pierwsze testy systemu zostaną przeprowadzone w południowo-zachodniej części kraju.
Jeśli operacja zasiewania chmur zakończy się powodzeniem, to system wywoływania opadów zostanie zastosowany na terytorium całego kraju, zwłaszcza tam, gdzie deszczówka jest najbardziej potrzebna w rolnictwie, w którym z roku na rok stale rośnie zapotrzebowanie na wodę.
Fot. Max Pixel.
Nic dziwnego, ponieważ w tak pustynnym kraju jak Arabia Saudyjska, spada średnio w ciągu roku sześciokrotnie mniej deszczu niż w naszych miejscowościach. Mimo, że odsala się prawie 3 miliardy metrów sześciennych wody, to jednak nadal 85 procent zapotrzebowania na wodę jest pokrywanych z ujęć podziemnych, które z powodu nadmiernej eksploatacji mogą wkrótce ulec wyczerpaniu.
Sąsiedzi też wywołują deszcze
Nie tylko Arabia Saudyjska w ostatnim czasie ogłosiła zamiar zasiewania chmur. Podobnie postąpili szejkowie z sąsiednich Zjednoczonych Emiratów Arabskich, którzy twierdzą, że w ramach walki z największą od 900 lat suszą, każdego roku wojskowi wykonują około 160 misji lotniczych.
W Emiratach operacje zasiewania chmur są prowadzone głównie nad terenami górzystymi, a więc w pobliżu pogranicza z Omanem, aby podnieść poziom deszczówki w warstwach wodonośnych i zbiornikach wodnych. Szansa na udane zasiewanie nad górami jest większa niż nad pustyniami.
Jednak jak zarzekają się wojskowi, loty odbywają się też nad miastami, jak tylko pojawią się nad nimi jakiekolwiek większe chmury, które można za pomocą chemii „zmusić” do dawania opadów. Okazuje się, że jest to opłacalne, ponieważ koszt zasiania 24 chmur wynosi około 5 tysięcy dolarów.
Dla porównania odsalanie morskiej wody jest wielokrotnie droższe, gdyż koszt samej instalacji to co najmniej 850 milionów dolarów. Biorąc pod uwagę to, że średniej wielkości chmura mieści 400 milionów litrów wody, a operacja zasiewania zwiększa sumę opadów o 10 procent, to można uzyskać wodę wartą 100 tysięcy dolarów.
Suszę zmienili w powódź
Naukowcy, którzy współpracują z władzami Emiratów Arabskich przy wywoływaniu deszczu, mówią o pierwszych efektach swojej misji. Jednak nie brakuje też porażek i to spektakularnych. Jedną z nich jest kataklizm, który dotknął najdalej położony na północ emirat Ras Al Khaimah.
Mieszkańcy nie mogli się tam doczekać życiodajnego deszczu. Gdy już nadciągnęły granatowe chmury i zaczęło padać, to nie chciało przestać. W efekcie w ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin spadło tyle deszczu, ile zazwyczaj spada przez 2,5 roku!
Ratownicy udzielili pomocy ponad 700 osobom, które utknęły w samochodach na zalanych drogach. W niektórych miejscach woda sięgała wysokości kilku metrów. Niewiele brakowało, aby kierowcy i pasażerowie utonęli. Ratowano też 170 turystów w rejonie Jebel Jais, najwyższej góry w Emiratach, którzy utknęli z powodu powodzi i osunięć ziemi.
Manipulowanie pogodą coraz popularniejsze
W ostatnich miesiącach pogodą bawili się wojskowi także w Tajlandii, Malezji i Indonezji. Jedni próbowali zesłać deszcze, aby ograniczyć smog i ugasić masowe pożary lasów, a inni je zatrzymać, żeby potężne ulewy nie zatapiały największych miast.
Obecnie największą w skali światowej operację sterowania pogodą prowadzą Chińczycy. Ogłosili, że zamierzają zmienić Wyżynę Tybetańską w żyzną krainę, ale żeby móc to zrobić, trzeba najpierw sprawić, aby na jednym z najsuchszych miejsc na naszej planecie, chciał zacząć padać deszcz.
Dlatego też rozmieścili na obszarze o powierzchni 1,5 miliona kilometrów kwadratowych, pięciokrotnie większym od Polski, specjalne komory spalania paliwa stałego, w których produkują jodek srebra, ponoć bez poważniejszego zanieczyszczania środowiska i nadmiernej emisji dwutlenku węgla.
Chiny mają chrapkę na wilgotny monsun, który corocznie przynosi ulewy w Indiach. Gdyby udało się go „przeciągnąć” nad Himalajami nad Tybet, to tamtejszy suchy klimat uległby znacznej zmianie, przysługując się miejscowej ludności w postaci nowych obszarów rolniczych.
Wywoływanie deszczu nad Bangkokiem w Tajlandii. Fot. Twitter.
Nie jest to jednak proste zadanie, ponieważ najwyższy łańcuch górski świata działa niczym zapora, która od południa chroni Tybet przed wilgotnym powietrzem docierającym do południowych podnóży Himalajów znad Oceanu Indyjskiego.
Wilgotne masy unoszą się nad szczytami, gdzie tracą niemal całą zawartość wody, a następnie powietrze opada ku Wyżynie Tybetańskiej już pozbawione wilgoci. Żeby to zmienić, trzeba pobudzać formujące się nad Dachem Świata obłoki do dawania deszczu.
Tymczasem zgodnie z celami projektu geoinżynieryjnego jest otrzymanie dodatkowych od 5 do 10 bilionów metrów sześciennych deszczówki rocznie, co stanowi aż 7 procent rocznego zużycia wody w Państwie Środka. To naprawdę znaczący zastrzyk, więc nie ma się co dziwić, że takie, nawet niezwykle kosztowne, operacje są dla Chińczyków kluczowym elementem planowania przyszłości.
Tak się skończyło manipulowanie pogodą w Uljanowsku w Rosji 12 czerwca 2014 roku. Fot. SevereWeatherRu.
Chiny, które nie dość, że są najliczniejszym państwem świata, zamieszkiwanym przez niemal 1,5 miliarda ludzi, to jeszcze cierpiącym na coraz poważniejsze problemy z dostępem do wody pitnej. Wiele ujęć wody zostało skażonych przez działalność ludzką. Tymczasem bez wody nie ma życia.
Wojny klimatyczne coraz bliżej?
Eksperyment opracowany przez chińskie ministerstwo obrony ma jednak nie tylko pokojowy charakter. Według teorii spiskowych ma się stać nowym rodzajem broni podczas wojny światowej. Tzw. broń klimatyczna miałaby za zadanie wywoływać powodzie lub susze na obszarze wroga, w ten sposób go osłabiając.
Próby modyfikacji pogody są podejmowane na całym świecie przez ponad 50 krajów. Poza Chińczykami prym wiodą w nich Amerykanie i Rosjanie. Ci pierwsi swoje eksperymenty ograniczyli do minimum, ponieważ, według nich, nie wykazały one większych korzyści. Rosjanie z kolei manipulują pogodą podczas najważniejszych uroczystości państwowych, często z mizernym skutkiem.
Jednakże, aby nikomu nie przyszło do głowy porywanie się z motyką na słońce, w 1976 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję zakazującą modyfikowania pogody dla celów militarnych. Naukowcom pozwolono jedynie „bawić się” klimatem w pokojowych celach, ale czy dotrzymują słowa?
twojapogoda.pl